niedziela, 11 stycznia 2009

BANG! Relacja.


Uff...
To była jedna z takich imprez, pod których wrażeniem pozostaje się przez cały weekend, a nawet i kolejny nadchodzący tydzień. Ale po kolei.

Frekwencja dopisała, przez Jadłodajnię Filozoficzną, przewinęło się około 600 (słownie "sześciuset") osób, w tym postacie "znane i lubiane" oraz duża grupa tzw. "publiczności randomowej". Na parkiecie panował taki tłok, że można było zupełnie nieświadomie zajść w ciąże lub wylać się komuś do kieszeni, nie budząc jakichkolwiek podejrzeń.

Tutaj mała dygresja na temat organizacji dj'ki, sprzętu i jego bezpieczeństwa na podobnych imprezach. Po tym wieczorze, doszedłem do wniosku, że dj'ka powinna być traktowana jako miejsce absolutnie święte, jak ambona lub ołtarz. Osobom niepowołanym wstęp wzbroniony! Brzmi dość radykalnie, ale chyba inaczej tego nazwać nie mogę. Oczywiście nie należy tego traktować zbyt sztywno, ale tranzyt osób oraz szatnia za dj'ką naprawdę bardzo mnie irytowała w zeszły piątek. Do tego huśtające się głośniki, niestabilny stół, wiszące kable oraz alkohol stawiany na stole dj'skim. Trudno ufać przecież tłumowi na imprezie i grozić mu palcem jak tancuje. On chce się bawić i w tym momencie często zapomina o byciu ostrożnym, dlatego powinno się myśleć o tym organizując miejsce do grania. Szał na imprezie, ale i dużo nerwów. Tak było właśnie w piątek. Kilka razy ratowałem głośnik, który leciał na chłopaków z Tomb Crew. Tym bardziej uważałem, będąc pomny historii Hungry Hungry Models, którcyh bliźniaczy kontroler, dokonał żywota właśnie na imprezie w Jadło. Nikt przecież nie zwórci mi pieniędzy za zalany/staranowany sprzęt, a strata kapitału włożonego w tą całą zabawę był by bardzo bolesna. Ale taki już chyba urok tego typu imprez. No risk, no fun baybe!

To wróćmy do opisu. Graliśmy jako pierwsi i dostatecznie rozgrzaliśmy (dawno nie było tak gorąco już po 23) parkiet przed setem Eryka i wejściem Tomb Crew. Set kończyliśmy trzymająć sprzęt na rękach, było to co jak co bardzo malwonicze, być może ktoś to udokumentował, byłoby miło. Eryk vel Jick Magger zagrał bardzo ładnie i przygtował publiczność do wejścia chłopaków z TC. Na początku publika była nieco zaskoczona, nieprzyzwyczajona do konwencji setów z MC. Szybko dała się ejdnak przekonać i popłynęła, wraz z Davidem, czyli naszym charyzmatycznym mistrezm ceremonii. Tomb Crew naprawdę pokazali klasę. Szybkie miksy, szeroka selekcja, ze wskazaniem na bas i dużo, dużo energii, tak że, wchodząc drugi raz po nich, graliśmy tylko dla tych którzy mieli jeszcze trochę siły by mniej lub bardziej rytmicznie podrygiwać. Skończyliśmy o 5, jednak godzinę wcześniej zaczęła się zabawa "slam dunk miksuje, david akompaniuje". Bardzo ciekawe doświadczenie, kto wie czy jeszcze kiedyś nie skorzystamy z opcji występowania z MC, ha!

Chłopaki z Tomb Crew byli bardzo, bardzo sympatyczni. Docenili rodzimą kuchnię, ciepło wypowiadali się o naszym secie oraz podziwiali polską publiczność. Pierwsze wrażenie ponoż zawsze najważniejsze. To dobrze, bo przeciez już niebawem wracają na cztery kolejne imprezy w Polsce. Jeśli będzie mieli okazję iść, to się nie wachajcie.

Fotorelacją z imprezy, znajdziecie oczywiście na blogu naszego niezawodnego w takich sytuacjach "Pitarazzi":
Bang! feat. Tomb Crew, Jick Magger & slam Dunk @ Jadło 9/01/09

4 komentarze:

Pita pisze...

musze Was odwiedzic w Wroclawiu, bo znalazlem w portfelu 3 bilety autobusowe (wroclawskie). szkoda zeby sie zmarnowaly ;)

Pitarazzi pozdrawia!

Pita pisze...

tfu!

we Wrocławiu

;)

Balbin pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Balbin pisze...

oj, ten Pitarazzi zawsze się wpycha.
http://www.generationstrange.com/blog/archives/85 piątkowo - sobotni wpis. Sukcesów sportowych życzę