środa, 27 stycznia 2010

P is for Poznań & Pierdolnięcie.




W najbliższy piątek (tj. 29.01) znów narobimy trochę bałaganu w Cafe Mięsnej w Poznaniu, a pomogą nam w tym:

dMIT.RY - Jak sam o sobie napisał: "Všechno to zacalo…v Rusku. Narodil se chlapec. Nežil tam príliš dlouho, neb se prestehoval do stovežatého mesta ceského, Prahy." Aktywnie działa na klubowej scenie w Czechach organizując imprezy i (uwaga!) nie tylko w Pradze. Prowadzi też własny cykl imprez pod szyldem "Neoviolence" 

http://www.myspace.com/dmitrij

Dj HeCan & Marco Jonas - nie wiem czy potrafią jodłować, ale są z Bawarii i pewnie piją dużo dobrego piwa.


Buszkers - lokalny, niezniszczalny zawodnik. Sprawdźcie jego ostatni mix dla The Other People Place!

http://www.myspace.com/buszkers

Nie byłoby tego wszystkiego gdyby nie imprezowa inicjatywa na pierwszą rocznicę istnienia
"Piana Magazine" oraz opiekuńczy parasol "Cafe Mięsnej".

Więcej informacji i strona eventu na
facebooku. (Co się dziwicie? I tak wszyscy zawsze jesteście zalogowani, więc to żaden wysiłek żeby kliknąć ten link.)

Pzdr.
Stadtkind.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Jestem pączusiem!



O Berlinie powiedziano już wiele, sam niejednokrotnie strzępiłem sobie język, rozpływając się w zachwytach nad tym miastem. A więc dość! Chociaż o Berlinie można przecież ciągle i w kółko to samo! Tym razem jednak zamiast lepić kolejny pomnik z wyświechtanych fraz, sypnę garścią refleksji z ostatniego weekendu, mniej lub bardziej drobiazgowych.

W Eurocity, czy to "Wawelu" relacji Kraków Główny - Hamburg Altona czy Ekspresie "Warszawa-Berlin" jest piwo i to alkoholowe. Puszka Tyskiego kosztuje 8zł. To najdroższe piwo puszkowe jakie piłem w życiu. Ale nie mogłem oprzeć się pokusie.

Przed wieloma klubami w Berlinie robi się sztuczną kolejkę. Nawet jak klub nie jest wypełniony, wpuszcza się ludzi stopniowo, po 3 lub 4 osoby. Zrozumiałe i tym bardziej do zniesienia, że przecież w Niemczech można pić alkohol na ulicy, więc stojąc w kolejce można spokojnie sączyć z butelki. Problem zaczyna się gdy na dworze jest -15, a ochroniarze nieugięci.

Butelki 0,33 l to nieco zdradliwa rzecz. Piwa niemieckie przecież niespecjalnie różnią się od polskich zawartością alkoholu. A jednak podczas imprezy wychyliłem chyba ponad 10 butelek Berliner Kindla, i wcale nie czułem uderzenia odpowiedniego dla takiej dawki. Te butelki szybciej się kończyły niż to spostrzegłem. Inna sprawa, że na drugi dzień czułem się jak wyschnięta beczka po piwie.

Czy Niemcy chodzą na aftery? Co do tego chyba nie ma wątpliwości. Nie udało nam się trafić na żadne after, może dlatego, że w klubie zostaliśmy do samego końca, a ja i tak nie chciałem go opuścić pod pretekstem wykorzystania ostatnich imprezowiczów jako darmowych native speakerów. Tam panuje jednak inna kultura picia. Mimo że istnieje pojęcie "Wegbier", co oznacza piwo, które zabierasz ze sobą na drogę, to jednak nie znają oni etosu "dojebania się". To też jest kwestia innej polityki sprzedaży alkoholu. Z jednej strony można pić alkohol w miejscach publicznych, więc można go dostać w bardzo wielu miejscach, szczególnie piwo. Jest ono w kioskach, barach z kebabem a nawet punkcie z kawą i snackami na dworcu. Z drugiej zaś w Niemczech zakupy spożywcze są głównie skupione albo w małych punktach w często uczęszczanych miejscach albo w marketach. Oni nie znają pojęcia "spożywczo-monopolowy" a tym bardziej takiego otwartego 24h. Co prawda są tak zwane Spätkaufy, ale to nie to samo co nasz "nocny", zresztą jest ich o wiele mniej. Tak, już wiele razy to mówiłem, że najwiekszym wkładem współczesnej polski w kulturę europejską powinny być właśnie "monopolowe 24 h na każdym rogu".

Kontynuowaliśmy turystykę imprezową i klubową. W sobotnią trafiliśmy do WMF. Duże to i ładne. Robi wrażenie. Wiele klubów jest we wschodniej części Berlina, bo po upadku muru i zjednoczeniu Niemiec to on stał się częścią do zagospodarowania, gdzie było wiele do zrobienia, zainwestowania, a sama przestrzeń była pewnie zdecydowanie tańsza niż na zachodzie. Ale zostało nam jeszcze wiele do zobaczenia. Watergate, Maria, Icon, Villa, Bar 25...

Och, wszyscy się zachwycamy Berlinem i wszyscy czujemy się tam świetnie, niemal jak w domu, więc powtórzmy razem za Johnem Kennedym "Ich bin ein Berliner!".



Stąd zaczerpnąłem tytuł posta. W latach 80tych rozpowszechniono twierdzenie, jakoby JFK miał popełnić błąd gramatyczny i wskutek tego powiedzieć "Jestem pączusiem". To jednak nieprawda. O tym dlaczego, oraz jaki był kontekst wypowiedzenia tych słów dowiecie się tu.

Jeszcze jeden berliński akcent. Tytułowy kawałek z płyty Ellen Allien "Stadtkind", od którego zresztą zaczerpnąłem swoją ksywkę, taka miniaturowa oda dla Berlina od producentki i didżejki, która od lat jest związana z tym miastem.



Pzdr.
Stadtkind

Harbour Hoes - MDK Night Mix


Chłopaki ze Szczecina nie próżnują. Po wydaniu EP Harbour Hoesa i zapoczątkowaniu cyklu imprez pod szyldem wytwórni Murder Death Kill, którego pierwsza edycja była jak Tsunami, przyszła kolej na serię miksów. Pierwszy wyszedł z pod ręki Harbour Hoesa. Oddaję mu głos

"Jest to set specjalnie zrobiony i zagrany na potrzeby MDK rec. Został odebrany bardzo ciepło dlatego postanowiłem go nagrać i tym samym zapoczątkować nowy cykl setów w MDK rec.Mix zawiera wszystko to czym aktualnie się jaram. Począwszy od lekkich miłych dla ucha dzwięków cymbałków a skończywszy na ostrej holenderskiej wiksie. Set z założenia miałbyć bardzo taneczny dlatego dobierając kawałki postawiłem na dynamikę. Tym samym jest to idealny mix promujący to co i jak gram na imprezach."

MIXCLOUD
DOWNLOAD

Sprawdźcie przy okazji bloga MDK: http://mdkrec.blogspot.com/


Pzdr.
Stadtkind

niedziela, 24 stycznia 2010

W poszukiwaniu pierdololo...



II wojna światowa skończyła się 65 lat temu, a o Hitlerze wciąż głośno. W tym momencie stwierdzam to z całą powagą, że mimo recepcji jego postaci, jest on chyba jednak najważniejszą i najbardziej rozpoznawalną figurą XX wieku. Czy jest nam z tym do śmiechu? Chyba nie powinno... a jednak.

Stwierdzenie, że Polska młodzież podzieliła się na dwa obozy w kwestii oceny kultowego (sic!) już filmu na youtube.com i niesławnego plakatu, może być przesadzone, ale na pewno obie rzeczy wywołały skrajne emocje. Ile odbiorców, tyle opinii; w dużym uproszczeniu jednak można powiedzieć, że film jest "ok" a plakat "be". Co ciekawe wiele osób, które zrywały boki ze śmiechu przy filmie, odebrały plakat z niesmakiem. Mnie obie rzeczy dostatecznie nie rozbawiły, równocześnie też wcale nie zgorszyły, śmieszne zaś wydaje mi się całe zamieszanie związane z tą sprawą.


Tak pokrótce, oba produkty posługują się tym samym symbolem, a właściwie sylwetką - Adolfa Hitlera. W filmie w zabawny sposób, nie pozbawiony jednak pewnej wulgarności komentuje on kondycję warszawskiej sceny klubowej. Użyto do tego fragmentów filmu "Upadek", dzieła ogólnodostępnego i chciałoby się rzecz "niegroźnego". Na plakacie zaś pojawia się Hitler wycięty z gifu od dawna krążącego po sieci i nazwa imprezy - "Melanż ostateczny". Zgodzę się, że kontekst jest tutaj o wiele bardziej ofensywny, nawiązanie do "kwestii żydowskiej" i operowanie symboliką III Rzeszy, zdają się być sporym nadużyciem. Ale zaraz, zaraz! Przecież i na filmie jak i na plakacie Hitler przedstawiony jest jako postać zabawna, pozytywnie konotująca (bo przecież ma taką niezłą gadanę), a symbolika III Rzeszy jest obecna i tu i tu (mundury, gestyka czy sam bunkier Hitlera w filmiku). Co jednak jest dla mnie istotne, to fakt, że plakat jest produktem videa. Tekst "liczy się pierdolnięcie", pochodzi właśnie z klipu. Tyle się mówiło i pisało o odbrązawianiu III Rzeszy i postaci Hitlera no i proszę, jego sylwetkę "oswoili" też mieszkańcy miasta, któremu wyrządził chyba największą krzywdę.

Sytuacjonizm, niewinny żart, naciągany komizm? No dobrze, mimo że plakat wywołał większe oburzenie przez swoje konotacje, to film jednak jest o tyle groźny, że zainspirował do dalszej zabawy z tym symbolem. Wiadomo, że jest to już kwestia nieostrożnej manipulacji symbolem twórców plakatu, ale takich reakcji należało się spodziewać. W tym momencie odsączanie od czci i wiary pomysłodawców plakatu i jednoczesne chichranie się przy filmie, jest dla mnie pewną niekonsekwencją.

A pamiętacie chwilową zajawkę na symbolikę ZSRR? Koszulki z Leninem i motywami nawiązującymi do jego spuścizny? I co, to było fajne? A Che Guevara? Mniejsze zło? No może i Związek Radziecki nie prowadził tak agresywnej i jednoznacznej propagandy i nie budował "fabryk śmierci", ale to jest tak jak z kradzieżą roweru i samochodu. Kradzież roweru ma być lepsza od kradzieży samochodu, bo rower ma mniejszą wartość? To wciąż jest kradzież, niezależnie od wartości przedmiotu.

Niebezpieczna jest każda manipulacja obciążonymi negatywnym ładunkiem symbolami, jednak przy pewnej dozie dystansu, może ona wyrządzić niewiele szkód. Gorzej gdy zaczyna się fetyszyzacja symboli i relatywizacja ich treści, wtedy cały kontekst może okazać się o wiele bardziej smrodliwy niż się wydaje.

Jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam do dyskusji.



Pzdr.
Stadtkind

P.S.


W ramach grafiki, plakat promujący tzw. "car-sharing cluby" w USA (notabene ten skrót ma też inne rozwinięcie - "Unser seeliger Adolf" <>). W latach powojennych często stosowano jego sylwetkę do dyskredytacji wielu zjawisk czy przedmiotów. Bardzo często był obecny w polskiej karykaturze, budząc oczywiście konotacje negatywne, ale skoro jest już tak wpisany w naszą kulturę, to nic dziwnego, że będzie nadużywany.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

I was drunk.



Riva Starr zachłysnął się Bałkanami i otarł o kicz przy pracy nad "I Was Drunk". Mimo pewnej przaśności, numer jest bardzo chwytliwy i od razu wpełzła jak robak (Ohrwurm?) do ucha. Jednak tematy rodem z ojczyzny Bregovica i Kosturicy szybko się wyczerpią i za jakiś czas będą działać na nerwy. Riva Starr nie urwał się z choinki dlatego, nie martwię się o jego dalszą formę.


Właściwie to chciałem tu coś o nim napisać. Mam na niego oko od dłuższego czasu. Mimo, iż nie zaliczył bardzo spektakularnego sukcesu w 2009 roku, to cały czas stopniowo umacnia swoją pozycję didżeja i producenta. Poza romansem z Southern Fried Records, Kindisch czy Get Physical, stał się pełnoprawnym członkiem rodziny Made To Play, jednego z najciekawszych labeli w 2009 roku.


Znakomicie czuje się we wszystkich wcieleniach housu. Od podszytego basem "Vouxhall" czy "I Jack U", przez bardziej techniczne "La Conga" czy "Scratch 'n' Itch", eksperymenty z żeńskim wokalem przy okazji remiksu The Gossip, folkowe zacięcie przy okazji "I Was Drunk" czy wreszcie skręcający w stronę disco remix Malentego. Nie ma jeszcze na koncie kawałka, który by rzucił na kolana cały świat, ale niezmiennie trzyma bardzo wysoki poziom, co jest niezłym wyzwaniem przy intensywności z jaką produkuje i wypuszcza kolejne remiksy.


Jak dla mnie wciąż jedna z najciekawszych postaci na scenie i moim zdaniem jedna z bardziej cool.


Riva Starr - I Was Drunk (Jeff Doubleau Remix)
Riva Starr - I Was Drunk (Soular Remix)


Jako bonus podarowany przez samego Riva Starra, sympatyczny numer "Trompe D'Amour" zbudowany na bazie remiksu "My High Tops" Plum Dj's.


Riva Starr - Trompe D'Amour


Pzdr.
Stadtkind

Zamorduj, uśmierć, zabij...




Przez właściwą mi w ostatnim czasie opieszałość, nie pojawiła się tu notka promująca imprezę. Niemniej jednak o imprezie mówiło się już od pewnego czasu i gdzie można było, tam spamowano.

Dla mnie była to pierwsza wizyta w Szczecinie. Cieszyłem się na podróż w dawnych granicach Prus.O Szczecinie wiem co nieco. Mój znajomy twierdzi, że Szczecin ma większe przedwojenne płyty chodnikowe z granitu, przez co sprawia ponoć bardziej wielkomiejskie wrażenie od Wrocławia.Ale fakt, trzeba przyznać, że przedwojenna urbanistyka miasta ma swój urok. Dużo rond, szerokie aleje, wykorzystanie różnic ukształtowania terenu. Nie mogłem się jednak przyzwyczaić do innego kąta środkowego niż we Wrocławiu (chodzi o proporcje wysokości zabudowy do szerokości ulicy). Starałem się zagiąć tubylców kwestią pomnika Sediny. "Pazim" i Hotel Radisson na żywo wyglądają gorzej niż na zdjęciach, zaś Brama Portowa cieszy oko nawet w czasie dużej zamieci. Pluje sobie w brodę, że nie widziałem Tarasów Hackena, ani nie ucałowałem tabliczki z nazwą Skweru Ackermana. A po młodych wilkach ani śladu.






Książęta i księżniczki pomorskie zaopiekowali się mną doskonale. Był kilkuetapowy after pełen błazeństw na którym zgodnie z tradycją musiałem zasnąć i zostać popisany markerem, szalona sobota i niedziela w zupełnej rozsypce. Sama impreza? Żeby ktoś to dobrze pamiętał. Wszystkie sety zostały bardzo ciepło przyjęte, parkiet nie pustoszał od 22 do 4 i przetoczyło się przez niego mnóstwo śliny i potu. Bawiłem się szampańsko. Cieszę się, że byłem częścią tego wydarzenia. A dałem z siebie 100%.


Wielkie dzięki dla organizatorów imprezy, wszystkich zebranych w piątek w Alter Ego i ekipy towarzyszącej mi aż do niedzieli. Już to zapowiedziałem, że jeszcze nawiedzę Szczecin, nawet jak nie będę grał. Ja wam jeszcze pokażę!



Pzdr.
Stadtkind.


wtorek, 12 stycznia 2010

Aldona Orłowska - Kocham Cię




***
Radek Poray 2:46:44
pierdole moj mozg semantycznie sie rozpada . az trudno uwierzyc ze to bez premedytacji http://www.youtube.com/watch?v=0nrwKmj61y8
Radek Poray 2:47:16
zajebiste. ze nagle sciszenie w srodku i montaz. usta ruszaja sie nie wiem do czego. zoomy z kosmosu
Radek Poray 2:59:30
Cytuje Red.MARIUSZA SZCZYGLA,ktory "Upodobał sobie szczególnie jeden utwór muzyczny, który powoduje, że on sam staje się innym człowiekiem. Gdyby z padołu ziemskiego miały zniknąć wszystkie nagrania świata, a? Mariuszowi Szczygłowi byłoby dane zdecydować, który utwór jako jedyny jednak zachować, to byłaby to piosenka wykonywana przez Aldonę Orłowską Kocham Cię wciąż. W tej piosence jest ponoć wszystko cokolwiek miałoby to znaczyć. Wybrzmiała na koniec spotkania.
Radek Poray 3:00:40
ten kawalek jest bardzo ciekawy ale serio
Radek Poray 3:00:40
http://www.youtube.com/watch?v=_QgMOAeUo8M
Radek Poray 3:01:02
najpierw to wejscie ariowe a potem takie intro jak dobry oldskul acid house i od czasu do czasu jakies brzęczenia niczym z bitmaszyny hehe
Radek Poray 3:01:25
moze nawet nie acid house
Radek Poray 3:01:33
ale jakos mi sie z egyptian lover skojarzylo hahaha


***
Zastanówcie się nad tym.

I'm horny! Geht's noch?



Gaci bym na parkiecie nie pogubił, ale ten klip mnie na tyle urzekł, że polubiłem sam kawałek. Najbardziej podoba mi się pierwsza minuta... no po prostu nie mogę z tego tańcującego świniaka, kura też wywija nie najgorzej. Niezła biba była w Sherwood!

Enjoy!

czwartek, 7 stycznia 2010

Piana Magazine Party Tour!



Rozkład jazdy:

09.01.2010
SLAM DUNK + ZEPPY ZEPP @ ŁÓDŹ KALISKA, KRAKÓW

29.01.2010
DMIT.RY (CZ), DJ HECAN & MARCO JONAS (DE), SLAM DUNK, BUSZKERS @ CAFE MIĘSNA, POZNAŃ

??.02.2010
TBA @ OŚRODEK, WROCŁAW


Pzdr,
Slam Dunk

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Stadtkind - Yeah It's Nice Mix



Za: http://yeahitsnice.blogspot.com/


"Zapowiadać samego siebie to nie najłatwiejsze i trochę niewdzięczne zadanie. Nie będę się przedstawiał. Kto czyta tego bloga, The Other People Place, czy Slam Dunked, ten wie z kim ma do czynienia. Napiszę jedynie kilka słów o autorskim secie, który przygotowałem na grudzień dla Yeah It's Nice.


Miks nie powstał według jakiegoś określonego klucza. Punktem wyjściowym stał się remix "You got the love" Florence + The Machine zrobiony przez The XX, który moim zdaniem jest jednym z najlepszych utworów tego roku. Mimo iż pełno go wszędzie, uznałem jednak, że nie będzie grzechem umieścić go również w swoim secie. A więc zaczynając od tego numeru, krok po kroku kojarzyłem ze sobą różne kawałki, które w ostatnim czasie zabiły mi ćwieka w głowie. Okazało się, że wyszedł z tego całkiem intrygujący zestaw. Nie ma tu wypełniaczy. Jest swoisty etno posmak, zrównoważony jednak dużym naciskiem na melodię i wokale.


Na razie nie będę publikował tracklisty, by nikt się przedwcześnie nie sugerował, co się dzieje przez 40 minut trwania tego miksu. Uzupełnię ją za jakiś czas. Jeśli ktoś jednak będzie ciekawy, jaki kawałek leci w danym momencie, niech do mnie pisze. Jeśli więc jesteście ciekawie co dobrego wysmażyłem, to chwytajcie linka i ściągajcie."


1. Florence + The Machine - You Got The Love (The XX remix)
2. Adam Port & Gigi - Enoralehu (Club Mix)
3. Nicone and Sascha Braemer - Nur Mal Kurz (Philip Bader Remix) (Renaissance Man International Edit)
4. Drop The Lime - Set Me Free (Zombie Disco Squad Remix)
5. Drop The Lime - Devil's Eyes (Classixx's B-live Mix)
6. Boy 8-Bit – Baltic Pine
7. Empire of the Sun - Walking On a Dream (Bowski Remix)
8. Band Of Horses - The Funeral (Buckmaster Remix)
9. Passion Pit - Little Secrets (Jack Beats Remix)
10 .Wes - Alane (Raziek Remix)
11. Myd - Train to Bamako (Canblaster Remix)
12. Jack Splash feat. Missy Elliott and Jazmine Sullivan - I Could Have Loved You (Sinden Remix)


Pzdr.
Stadtkind

niedziela, 3 stycznia 2010

Dwa tysiące coś tam...






Jest 3 stycznia. Już od jakiegoś czasu zbieram się do napisania tego podsumowania. Właściwie jednak nie wiem co chciałbym napisać. Jak to wszystko podsumować? Z chęcią posłużyłbym się statystykami. Mieliśmy kiedyś taki plan, by sumować wszystkie kilometry jakie przejechaliśmy pociągami podróżując na imprezy do innych miast. Później o tym zapomnieliśmy. Raz tylko udało nam się policzyć, że w przeciągu ośmiu czy dziewięciu dni, zrobiliśmy ponad 3000 tysiące kilometrów. Jeśli chodzi o podróże wewnątrz kraju, to ustępujemy chyba tylko Mental Cutowi. Można by to podsumować, ilością wódki jaką wypiliśmy przez ostatni rok albo sumą pieniędzy jaką wydaliśmy ogólnie na alkohol w 2009 roku. Jednak nawet autystyczny sawant patrząc dziś na nasze twarze nie byłby w stanie tego policzyć. Ponoć statystyczny Polak wypija w ciągu roku 9,5 litra spirytusu (dla porównania Rosjanin 18). Pewnie zawyżamy tą średnią. Nie ma się jednak czym chwalić.


No dobrze, a tak całkiem na poważnie. To był naprawdę świetny rok. Mnóstwo imprez, wrażeń, nowych znajomości. Wszystko działo się w trochę przyspieszonym tempie. Bawiliśmy się wyśmienicie. W bardzo wielu miejscach spotkaliśmy się z ciepłym przyjęciem. Mieliśmy okazję zagrać z tymi których podziwiamy i których kawałki sami gramy. W tym miejscu wypada mi podziękować tym wszystkim, którzy nas docenili, zapraszali na imprezy, cierpliwie znosili nasze wygłupy, częstowali smakołykami, cucili nad ranem i nocowali po kątach czy na podłodze. Ukłony też w stronę tych, którzy przychodzili na nasze imprezy, zapełniali parkiet, stawiali smakowite trunki na barze i razem z nami bawili się do świtu. Niech to zabrzmi pretensjonalnie ale "bez was, nie byłoby nas".


Mam nadzieję, że ten rok będzie jeszcze lepszy. Czy tego chcecie, czy nie, my wciąż pozostaniemy sobą!





Po właściwie podsumowanie muzyczne, zapraszam was na bloga The Other People Place. W tamtym roku i tak ja pisałem nasze zestawienie, które pojawiło się na blogu Bistiego. Tym razem pojawi się na TOPP, bo to jest teraz moją główną tubą propagandową.


Pzdr.
Stadtkind