niedziela, 28 lutego 2010

Who is that Noize?


It's me! - odpowiedział mi Housemeitser. Chłopak wie jak się robi hałas, w końcu szesnaście lat w branży robi swoje. Ale nie widać po nim oznak rutyny, sympatyczny i wyluzowany, chyba że się po prostu zgrywa. To była jego pierwsza wizyta w Polsce jako didżeja. Opowiadał, że kiedyś była na wakacjach na Mazurach. W tym momencie zwróciłem mu uwagę na to, z czego zdałem sobie sprawę jakiś czas temu, a co jest katońską frazą mojego profesora od kulturoznawstwa. Asymetria w stosunkach polsko-niemieckich, co na dobrą sprawę nie jest niczym zaskakującym. Jednak gdy zdamy sobie sprawę, że z Berlina do granicy polskiej jest około kilkudziesięciu kilometrów, a taki Housemeister, niemalże ikoniczna postać tego miasta, przez kilkanaście lat grania ani razu do nas nie zawitał, to ta różnica potencjałów czy po prostu zainteresowania, wydaje się być jeszcze bardziej drastyczna.

Szczerze mówiąc byłem bardzo ciekaw, co Housemeister zagra. Na pewno nie można było spodziewać się jakiegoś gatunkowego misz maszu, czy skrętu w inną stronę, ale pole do manewru miał dość spore. Jeszcze przed setem w Poznaniu wyznał, że połowa rzeczy które wziął ze sobą jest nowa, połowa stara. Tak też to mniej więcej wyglądało podczas grania. Z świeżych nagrań, pojawiły się jego ostatnie autorskie produkcje oraz numery jego dobrego kumpla Boys Noize'a, "Positif" Mr. Oizo w remiksie LFO, "Cash" Modeselektora czy "High Together" Siriusmo. Jeśli chodzi o klasykę, to zaskoczył wrzucając "Spacer Woman" Charlie czy "Burnin'" Daft Punka, była jeszcze Drexciya czy Japanese Telecom. Resztę stanowiła szeroka selekcja klasycznego techno czy electro. Charakterystyczne dla Housemeistera jako didżeja z tej sceny jest to, że miksuje bardzo szybko i impulsywnie, wplatając w to przygotowane wcześniej sample, czy tylko fragmenty utworów. Czasami łamie dynamikę seta, by zaraz z powrotem uderzyć mocniej, trzeba przyznać, że się nie szczypie i gra ciężko. Po jego niemal 3 godzinnym secie we Wrocławiu, czułem się jakby przejechał po mnie walec. Ale chyba nikt nie narzekał.





Przy okazji wspomnę o kolejnym miejscu we Wrocławiu w którym mieliśmy okazję grać po raz pierwszy. Sala Gotycka przy znajduje się w zespole poklasztornym sióstr dominikanek, to tłumaczy nazwę. Wnętrze z gotyckim sklepieniem i ogromnymi żyrandolami robi wrażenie, jednak problemem jest nagłośnienie tej sali. Jest zbyt wysoka i tylko przy naprawdę dużej frekwencji dźwięk jest odpowiednio stłumiony. Właśnie zastanawiam się, na ile może to przeszkadzać czy irytować samą publiczność, skoro często nawet nieistotne jest kto dla nic gra. Jakieś sugestie?


Spiracę dla was jeden numer Housemeistera, który pochodzi z jego debiutanckiego albumu "Enlarge Your Dose" wydanego jeszcze dla Bpitch Control. Mam nadzieję, że Martin nie ukręci mi za to łba. Nie definiuje on właściwie jego brzmienia, ale mnie za każdym razem bardzo urzeka.






Pzdr.
Stadtkind

P.S. Po raz kolejny składam podziękowania na ręce chłopaków z Plug & Play, za organizację imprezy i możliwość zagrania na niej.

czwartek, 25 lutego 2010

Housemeister!

Zabawa na 180 fajerków!


Minęło już półtora tygodnia od imprezy Plug & Play na Krakowskiej 180, a ja wciąż wracam do niej myślami. W czasie imprezy chodziło mi po głowie jedno zdanie "To jest nowa jakość imprez we Wrocławiu", które wypowiedziałem co najmniej kilka razy tamtego wieczoru w odpowiedzi na pytanie "No i jak Ci się podoba?". To miejsce istnieje już od jakiegoś czasu, słyszałem o nim kilkakrotnie, lecz dopiero 6 lutego, na wspomnianej imprezie miałem okazję być tam po raz pierwszy, zresztą pewnie jak i duża część publiki. 

We Wrocławiu stare miasto jest jednocześnie centrum i to nie tylko turystycznym czy usługowym, a może i właśnie przede wszystkim rozrywkowym. Zastanawiałem się, czy gdyby Ośrodek znajdował się za estakadą kolejową w kierunku południowym, to czy stałby się równie popularny w ostatnich miesiącach. 

6 lutego Wrocławianie się jednak zmobilizowali i by się pobawić wyjechali poza granice dawnej fosy miejskiej. Nawet sami organizatorzy nie spodziewali się takich tłumów. Piwo skończyło się jakoś w okolicach 2, a wódka po 3. Zostało pić Whisky i Ballantines'a. Pomimo tych, nazwijmy to niedogodnościami, a więc pomimo pewnych niedogodności i kilku innych incydentów (interwencja policji, problemy z zasilaniem, brak miejsc w szatni) i tak nikt nie kręcił nosem na tą imprezę. 

Samo miejsce, czyli Krakowska 180 robi wrażenie. Organizowanie imprez w dawnych pomieszczeniach przemysłowych, nie jest oczywiście żadną nowością, trzeba jednak dodać, że przestrzeń została dość ciekawie zaaranżowana. 


Nie powiedziałem jeszcze o najważniejszym, czyli o muzyce. Niestety widziałem tylko fragmenty poszczególnych setów, ale Legowelt zrobił na mnie bardzo duże wrażeni. To było jak podróż w czasie. Nie miało się wrażenia, że Legowelt gra pewien retrospektywny zestaw utworów, wydawało się jakby się było "tam" te kilkanaście lat temu, w Detroit, Chicago czy Hadze. Na drugiej sali SLG bardzo ładnie płynął deepowo, a na trzeciej najmniejszej gnieździliśmy się my razem z Barto i Draqiem, grając dla tych co byli spragnieni trochę większego "łomotu".

Na pewno do sukcesu imprezy przyczyniła się tak duża frekwencja, przez co rozumiem więcej niż tylko kwestie czysto finansowe. Dawało się wyczuć w powietrzu pewne podniecenie i zaskoczenie. Wydaje mi się, że wszyscy którzy tam byli czekają teraz na kontynuację. Czy rok 2010 we Wrocławiu będzie stał pod znakiem imprez na Krakowskiej? Poimprezujemy, zobaczymy!

Przy okazji wielkie podziękowania dla ekipy Plug & Play za zorganizowanie tego wydarzenia!

Zapraszam, też na oficjalną stronę Krakowskiej 180.

Pzdr.
Stadtkind

środa, 24 lutego 2010

February charts!


Luty był długo lodem skuty, teraz słońce coraz mocniej świeci, a spod topniejącego śniegu wychodzi kupa śmieci!

1. X-Press 2 - Time feat. James Yuill (Riva Starr Dub) !!!
2. Riva Starr - Dance Me feat. Trim (Oliver $ Remix)
3. Femme En Fourrure - Plump Biscuit (Sharkslayer Demon Dub Mix)
4. Hot City - If That's How I Feel
5. Brass Construction - Happy People (Pol On Edit)
6. SLG - Love Can't Turn Around (Edit)
7. Adam Port & Sante - OWN !!!
8. Lee Mortimer & Foamo - Superman
9. Delphic - Halycon (L-Vis 1990 Remix)
10. Groove Armada - Paper Romance (Zombie Disco Squad Remix)


Pzdr.
Stadtkind

czwartek, 18 lutego 2010

Berlin 2.0


W styczniu dwa weekendy pod rząd spędziliśmy w Berlinie. 22ego graliśmy w Magnecie o czym już pisałem, tydzień później zaś pojechaliśmy turystycznie, ot tak na imprezę, co nam się przecież zdarzało już nie raz. No dobra, ale powód był wcale nie błahy - impreza w WMF w ramach festiwalu Club Transmediale. Drop The Lime, Sinden, Ku Bo, Daniel Haaksman, Dj Manaia, Schlachthofbronx, a do tego na drugiej scenie jeszcze Rustie i Brackles. Ale od przybytku głowa nie boli. Co prawda non stop kursowaliśmy między jedną a drugą scenę, w międzyczasie zahaczając o bar i backstage, ale udało nam się usłyszeć spory fragment każdego setu.

Imprezy w WMF, czy raczej ogólnie w Berlinie rozkręcają się dość późno. Haaksman i Manaia, którzy zaczynali, grali właściwie dla pustego parkietu. Drop The Lime wchodził o 1, ale imprezowy tłum i tak dość leniwie zbierał się na parkiecie. DTL jakoś nie mógł się wstrzelić, później żartowaliśmy w rozmowie, że to miejsce było zbyt chirurgiczne na basowy łomot. DTL pozostanie jednak dla mnie jednym z didżejów, spośród tych których widziałem, którzy potrafią najlepiej utrzymać kontakt z publicznością i przy tym sami się świetnie bawią podczas grania.



Sinden zagrał bardzo dobrze, lecz przewidywalnie, congosy, etno wstawki i piszczały. Najlepiej chyba został przyjęty set Schlachthofbronx. Swoje chłopaki przecież, ale fakt, zagrali bardzo energetycznie i żywiołowo, mimo że było to już koło 4 nad ranem, to publika szalała.


Zawieźliśmy do Berlina dwie butelki miętowej Gorzkiej Żołądkowej jako drobny upominek z Polski dla Luki i Ryśka Manai, których mieliśmy okazję poznać podczas imprez Hungry Hungry Models. Na backstage'u wszyscy się na nie rzucili, chyba dlatego, że był to jedyny mocny alkohol tam dostępny. Przy okazji zawiązały się dwie krótkie ciekawe rozmowy:


- Dobra ta wasza wódka.
- Dzięki. Polska jest znana w świecie z dobrej wódki.
- Tak, tak. Oh, wybacz, że się nie przedstawiłem.
- Nie szkodzi.
- Kalif z Buraka Som Sistema
- Mateusz... ze Slam Dunk.

***

- Wy jesteście Schlachthofbronx?
- A Ty jesteś od tej wódki?
- Tak jest.
- No to my jesteśmy Schlachhofbronx w takim razie.
 



Tym razem do Berlina jechaliśmy z Poznania przez Frankfurt nad Odrą. To połączenie z przesiadką, na szczęście oba pociągi są ze sobą skomunikowane. Podróż trwa około czterech i pół godziny. Atutem tej opcji, jest cena. Do Berlina dostałem się łącznie za nieco ponad 9 Euro. Wpierw 15 zł za bilet z Poznania do Frankfurtu oraz opłata za przekroczenie granicy w pociągu, która wynosi bodaj 1,98 zł. Na dworcu we Frankfurcie spotkaliśmy zaś przedsiębiorczego rodaka, który od razu na peronie nagania do skorzystania z jego usług. Gość ma wykupione chyba wszystkie rodzaje biletów okresowych na trasie Frankfurt (Oder) -Berlin, i szuka na dworcu osób, które chcą skorzystać z jego oferty. Nam zaproponował miesięczny bilet dwuosobowy, za skorzystanie z którego każdy nas dał mu po piątce. Na Ostbahnhof w Berlinie oddaliśmy mu bilet, a każdy miał w kieszeni 4 euro więcej, ha! Normalny bilet na tej trasie kosztuje bowiem 9,10 euro i nie ma zniżek dla uczniów czy studentów, przynajmniej tak zrozumiałem, a w końcu znam niemiecki.

W każdym razie, już kilka osób opowiadało nam o tym facecie. Mówili, że można mu zaufać, co też potwierdzam więc się go nie bójcie, jak was zdyba na dworcu we Frankfurcie nad Odrą.

Niech to będzie taka mała ściągawka z taryfikatora podróży z Polski do Berlina. Jeśli chcecie jechać Eurocity to możecie dorwać bilety promocyjne. Pewna pula miejsc w pociągach jest objęta promocją i trzeba zapytać o bilet najpóźniej 4 dni przed podróżą. Wtedy z Wrocławia i Poznania płaci się 19 euro, a z Warszawy i Krakowa 29. W Eurocity jest nawet piwo, 8 zł za puszkę Tyskiego, ale jest!

Normalna cena do Wrocławia czy Poznania to 36 euro i nie ma żadnych zniżek, ani studenckich ani dla osób do 26ego roku życia. Warto też zapamiętać, że bilety promocyjne można kupić tylko w Polsce, w kasach w Niemczech ich nie sprzedają. W ogóle nie opyla się kupować biletów w Niemczech na pociągi do Polski, bo np. z Frankfurtu nad Odrą do Poznania wraz z opłatą za przekroczenie granicy płaci się 16 euro. No nie opyla się krótko mówiąc!

Opyla się za to zaopatrzyć się w Niemczech w zapas waniliowej Coli, co też zawsze robimy!



piątek, 12 lutego 2010

Krakowska 180


Jutro impreza na Krakowskiej. Duży event. Na scenie jednej ze scen Legowelt, na drugiej SLG a na trzeciej nasz człowiek B.A.R.T.O. Trzy sceny, trzy różne muzyczne zestawienia, jedno miejsce - Stara Pralnia na ul. Krakowskiej 180. 

Dojechać tam możecie albo taksówkami, albo tramwajami 3 lub 5 albo też możecie iść na piechotę, pojechać rowerem, hulajnogą czy saniami. Ważne byście dotarli.

Więcej o wydarzeniu na
facebooku.


Pzdr.
Stadtkind

środa, 10 lutego 2010

ALKODZIWKI!


Stęskniłaś się za nami Warszawo? Po prawie dwumiesięcznej przerwie przybywamy znów do stolicy!

Zostaliśmy określeni jako pijacki duet z Wrocławia. Tak, ten epitet chyba dobrze do nas pasuje. Choć nazwa "Slam Dunk" przylgnęła do nas dobre i bywa nawet używana zamiennie z naszymi imionami, to zawsze będę miał pewne skrywane pretensję do "Jokers Of The Scene", za to, że podprowadzili nam jedną z najbardziej adekwatnych do naszego sposobu bycia.

Więcej o samym evencie dowiecie się na facebooku.

Do zobaczenia w Discrete!

niedziela, 7 lutego 2010

Kapitalna impreza.


Wczoraj graliśmy w "Ośrodku" we Wrocławiu. Dawno nas nie było na ojcowskiej ziemi, tym bardziej cieszyłem się na tą imprezę. W lutym czekają nas jeszcze dwa kolejne eventy we Wrocławiu, ale o tym niebawem.

Co mogę napisać o wczorajszej imprezie? Zaprezentowaliśmy chyba całe spektrum naszych muzycznych zainteresowań, a specjalny gość czyli Harbour Hoes ze Szczecina dostatecznie wyżył się etnicznie. Paradygmat szaleństwa został spełniony. Były chochole tańce bez koszulek, nikt nie wylewał alkoholu za kołnierz, a sama impreza trwała do 6 rano.

Cieszę się, że Ośrodek etabluje się jako miejsce imprez. Potwierdzają to ostatnie wydarzenia w tym miejscu. Szkoda, że dopiero teraz zaczyna się rozkręcać, bo istnieje już dobre dwa lata, a może nawet i dłużej, ale lepiej późno niż wcale, nie? Ale to też nie potrwa raczej długo i nie jest to w żadnym wypadku moje złowieszcze proroctwo. Na mieście mówi się o tym od pewnego czasu. Informacja miała mieć status plotki, jak i wiele innych przekazywanych od ucha do ucha informacji, ale niestety to prawda. Już co najmniej kilku osobom tłumaczyłem w czym rzecz, jako że interesuję się trochę inwestycjami w moim mieście.


Chodzi o rozbudowę Capitolu. Projekt jest gotowy od pięciu lat. Do tego na działce obok, która jest już ogrodzona płotem, powoli rozpoczyna się budowa drugiego z planowanych we Wrocławiu Hiltonów. Lobby hotelowe ma być połączone ze strefą wejściową Capitolu, także obecny parterowy moduł, w którym znajduje się Ośrodek zostanie wyburzony, a zabytkowa część budynku nadbudowana.



O rozbudowie mówi się od dawna. Już kilka razy podawano orientacyjne terminy rozpoczęcia prac budowlanych. Ostatnia wersja mówi, że mają być one prowadzone równocześnie z budową Hiltona. Bardzo chcę by dziury w zabudowie Piłsudskiego zniknęły jak najszybciej, z drugiej strony szkoda będzie Ośrodka. O przenosinach czy reaktywacji w innym miejscu na razie nic nie wiadomo. Jak będzie wyglądał Capitol po rozbudowie? Poniżej wklejam wizualizacje:




Projekt pochodzi z krakowskiej pracowni KKM Kozień architekci. Oceniam go bardzo wysoko. To prosta, nowoczesna i zarazem efektowna architektura. Liczę, że bardzo dobrze wkomponuje się w obecną zabudowę. Atutem projektu jest to, że w symboliczny sposób nawiązuje do dawnego Capitolu, poprzez frontowe przeszklenie przypominające kompozycję fasady przedwojennego budynku. Szanuje więc kontekst historyczny i przestrzeń ul. Piłsudskiego zachowują linię zabudowy i odpowiednią skalę. Tak się powinno budować!

Więcej o projekcie możecie przeczytać tu, a jeszcze więcej tu.

Pzdr.
Stadtkind.

sobota, 6 lutego 2010

Ty wiesz jak ja się wtedy poczułam?


Hot City nie zwalniają. Jeszcze nie przejadło mi się "No More", cały czas rajcuję się "Yeah!", a oni wypuścili już kolejnego mocograja. Mają u mnie ogromny kredyt zaufania! Ja to wszystko kupuję!

Tak przy okazji mała dygresja. Trafiłem ostatnio na stronę kretyn.com, gdzie jest cała masa anegdot, stenogramów rozmów czatowych itp. Stąd zaczerpnąłem też pomysł na tytuł tego wpisu, skojarzył mi się bowiem ze wspomnianym kawałkiem. Może nie jest to najsmaczniejszy kąsek jaki tam znajdziecie, ale wciąż śmieszy, przynajmniej mnie, chociażby sama retoryka. Enjoy!

***

małtyna: jestem sobie w knajpie, w knajpianej toalecie, w kabinie knajpianej toalety. sikam. ludzka rzecz, nie? no.
małtyna: zaraz za mną przyszły dwie panny, stuk stuk szpileczkami, poprawiają mejkap przy lustrze. rozmowa
małtyna: jedna pyta drugą, czy może poszłyby do hawany (ot, taki klub).
małtyna: a druga odpowiada, że nie, bo
małtyna: (teraz uwaga)
małtyna: "ty wiesz co mi się tam ostatnio stało?
małtyna: tańczę sobie, tańczę, a tu widzę, jak mnie jakiś kolo spod baru obcina wzrokiem
małtyna: no to podchodzę i mówię, że cześć, postaw mi drinka, bo mi się pić chce
małtyna: a on mówi, że dobra, postawi mi drinka, jak z nim zatańczę
małtyna: no to tańczymy, tańczymy, ale mi się nadal chciało pić, to mu mówię, że może by mi postawił tego drinka, bo mi się nadal chce pić
małtyna: a on, że może się najpierw przejdziemy i wtedy mi postawi drinka
małtyna: no to wyszliśmy, idziemy, idziemy, ja się pytam, czy moglibyśmy wracać, bo miał mi drinka postawić, bo mi się chce pić, a on mówi, że zaraz wrócimy tylko żebym mu najpierw zwaliła konia
małtyna: no to ja go tam obrabiam, obrabiam
małtyna: (w tym miejscu opuściłam toaletę, ale dziewczyna tylko rzuciła na mnie okiem i kontynuowała swoją historię)
małtyna: (a ja jeszcze myłam ręce, więc pointa mnie nie ominęła i nie omieszkam jej przytoczyć)
małtyna: ...obrabiam, a on mi mówi, że zaraz dojdzie i że chce mi się spuścić w buzi. trochę się zdziwiłam, ale spoko, kucam przed nim, nawet taki dość wygolony był, więc spoko.
małtyna: no i się spuścił, niedużo tego było, więc spoko połknęłam no i się pytam, czy już możemy wracać, bo chcę tego drinka.
małtyna: a on mi mówi spierdalaj głupio kurwo
małtyna: (teraz będzie najlepsze, uwaga)
małtyna: TY WIESZ JAK JA SIĘ WTEDY POCZUŁAM??"


wtorek, 2 lutego 2010

Życie w tempie 170 bpm.


Muzyka elektroniczna, taneczna, klubowa, jakby jej nie nazwać, choć przez wielu traktowana jako zupełnie użytkowa, żeby nie powiedzieć wulgarna, zawsze miała zakodowany pewien symboliczny przekaz. Zaczynając od słodkiego jak cukierek disco, czy klasycznego housu działającego jak najlepsze antydepresanty na mrocznej wizji świata zaprogramowanej w detroit techno kończąc. Żaden chyba gatunek nie uderzył w tak patetyczny, często zakrawający na śmieszność ton jak hardstyle i pochodne.

Grzesiu vel Poray, mój człowiek po drugiej stronie Odry i Nysy Łużyckiej, właśnie podesłał mi ciekawy konceptualny projekt, którego sam jest autorem. Oto powycinał z hardstyleowych numerów recytowane tudzież wykrzykiwane frazy, pełne wzniosłych słów i scenicznych bon motów i złożył w jedną ścieżkę. Efekt możecie sprawdzić poniżej.

and the punchline is... [hardstyle of voices] by postparadiso

value of life in hardbeat department by postparadiso

Niech będzie, że jest to przy okazji reklama twórczości mojego znajomego i to wcale nie "krypto". Sam zainteresowany określa swoją działalność w ten sposób: ephemeral / context / intepretation / manipulation / action / terror / situation / space / chaos /. Jeśli interesuje was więcej jego pomysłów zapraszam na: http://rozanski.tk/ 

Tak przy okazji, jeden z kawałków który wpadł mi w ręce również za sprawą bohatera tego postu. Chyba każdy z was ma tak, że czasem, mimo iż uważacie, że dany kawałek jest obciachowy, to i tak skrycie niezmiernie się radujecie gdy go słyszycie. Ja mam tak z kilkoma pozycjami, między innymi z "Ecstasy" ATB, który moim zdaniem jest jednym z najlepiej wyprodukowanych kawałków pop ostatnich lat. Ten numer też mi zabił ćwieka w głowie:



Chciałbym kiedyś znaleźć się na takiej imprezie. Miałem namiastkę tego na w sieprniu tamtego roku na Electrocity gdzie grał Zany czy The Prophet. Ale to jeszcze nie było to!

Pzdr.
Stadtkind



P.S. Zastanawiałem się co znaczy "Acelera" po portugalsku. Pewnie to takie ichniejsze "Jeeeeedzieeeeeemy!". 

January charts!


Nawet najstarsi didżeje nie pamiętają takiej zimy jaka była ostatnio. A my w tym całym trzeszczącym mrozie musieliśmy stać około 40 minut pod wejściem do WMF by zobaczyć Radioclit, poza tym jak zwykle biegaliśmy z torbami od dworca do klubu, potem na after i z powrotem na dworzec lub Bóg wie gdzie jeszcze.

Ale nie takie mrozy nam straszne. Co się pojawiło w naszych setach w styczniu lub co zwróciło naszą uwagę w tym miesiącu? Ze lekkim opóźnieniem, ale są: January Charts!

Jak zwykle zastrzegam, że cyfry pełnią tylko funkcję porządkową i że w zestawieniu nie muszą znaleźć się same świeżyn yz tego czy poprzedniego miesiąca, o!


1. Congorock - Babylon
2. Femme en Fourrure - Plump Biscuit
3. Buraka Som Sistema - Restless (Julio Bashmore Remix)
4. SIS - Num Wim De Wa
5. Sekta feat. Spoek Mathambo - Jabbajaws (Instrumental)
6. Oliver $ - Gypsy Carnival
7. Hot city - Yeah!
8. Reboot - Enjoy Music (Riva Starr Remix)
9. The Juan Maclean - A Human Disaster (House of House Remix)
10. Riton & Primary 1 - Radiates (Joker Remix)


Pzdr.
Stadtkind