czwartek, 18 lutego 2010

Berlin 2.0


W styczniu dwa weekendy pod rząd spędziliśmy w Berlinie. 22ego graliśmy w Magnecie o czym już pisałem, tydzień później zaś pojechaliśmy turystycznie, ot tak na imprezę, co nam się przecież zdarzało już nie raz. No dobra, ale powód był wcale nie błahy - impreza w WMF w ramach festiwalu Club Transmediale. Drop The Lime, Sinden, Ku Bo, Daniel Haaksman, Dj Manaia, Schlachthofbronx, a do tego na drugiej scenie jeszcze Rustie i Brackles. Ale od przybytku głowa nie boli. Co prawda non stop kursowaliśmy między jedną a drugą scenę, w międzyczasie zahaczając o bar i backstage, ale udało nam się usłyszeć spory fragment każdego setu.

Imprezy w WMF, czy raczej ogólnie w Berlinie rozkręcają się dość późno. Haaksman i Manaia, którzy zaczynali, grali właściwie dla pustego parkietu. Drop The Lime wchodził o 1, ale imprezowy tłum i tak dość leniwie zbierał się na parkiecie. DTL jakoś nie mógł się wstrzelić, później żartowaliśmy w rozmowie, że to miejsce było zbyt chirurgiczne na basowy łomot. DTL pozostanie jednak dla mnie jednym z didżejów, spośród tych których widziałem, którzy potrafią najlepiej utrzymać kontakt z publicznością i przy tym sami się świetnie bawią podczas grania.



Sinden zagrał bardzo dobrze, lecz przewidywalnie, congosy, etno wstawki i piszczały. Najlepiej chyba został przyjęty set Schlachthofbronx. Swoje chłopaki przecież, ale fakt, zagrali bardzo energetycznie i żywiołowo, mimo że było to już koło 4 nad ranem, to publika szalała.


Zawieźliśmy do Berlina dwie butelki miętowej Gorzkiej Żołądkowej jako drobny upominek z Polski dla Luki i Ryśka Manai, których mieliśmy okazję poznać podczas imprez Hungry Hungry Models. Na backstage'u wszyscy się na nie rzucili, chyba dlatego, że był to jedyny mocny alkohol tam dostępny. Przy okazji zawiązały się dwie krótkie ciekawe rozmowy:


- Dobra ta wasza wódka.
- Dzięki. Polska jest znana w świecie z dobrej wódki.
- Tak, tak. Oh, wybacz, że się nie przedstawiłem.
- Nie szkodzi.
- Kalif z Buraka Som Sistema
- Mateusz... ze Slam Dunk.

***

- Wy jesteście Schlachthofbronx?
- A Ty jesteś od tej wódki?
- Tak jest.
- No to my jesteśmy Schlachhofbronx w takim razie.
 



Tym razem do Berlina jechaliśmy z Poznania przez Frankfurt nad Odrą. To połączenie z przesiadką, na szczęście oba pociągi są ze sobą skomunikowane. Podróż trwa około czterech i pół godziny. Atutem tej opcji, jest cena. Do Berlina dostałem się łącznie za nieco ponad 9 Euro. Wpierw 15 zł za bilet z Poznania do Frankfurtu oraz opłata za przekroczenie granicy w pociągu, która wynosi bodaj 1,98 zł. Na dworcu we Frankfurcie spotkaliśmy zaś przedsiębiorczego rodaka, który od razu na peronie nagania do skorzystania z jego usług. Gość ma wykupione chyba wszystkie rodzaje biletów okresowych na trasie Frankfurt (Oder) -Berlin, i szuka na dworcu osób, które chcą skorzystać z jego oferty. Nam zaproponował miesięczny bilet dwuosobowy, za skorzystanie z którego każdy nas dał mu po piątce. Na Ostbahnhof w Berlinie oddaliśmy mu bilet, a każdy miał w kieszeni 4 euro więcej, ha! Normalny bilet na tej trasie kosztuje bowiem 9,10 euro i nie ma zniżek dla uczniów czy studentów, przynajmniej tak zrozumiałem, a w końcu znam niemiecki.

W każdym razie, już kilka osób opowiadało nam o tym facecie. Mówili, że można mu zaufać, co też potwierdzam więc się go nie bójcie, jak was zdyba na dworcu we Frankfurcie nad Odrą.

Niech to będzie taka mała ściągawka z taryfikatora podróży z Polski do Berlina. Jeśli chcecie jechać Eurocity to możecie dorwać bilety promocyjne. Pewna pula miejsc w pociągach jest objęta promocją i trzeba zapytać o bilet najpóźniej 4 dni przed podróżą. Wtedy z Wrocławia i Poznania płaci się 19 euro, a z Warszawy i Krakowa 29. W Eurocity jest nawet piwo, 8 zł za puszkę Tyskiego, ale jest!

Normalna cena do Wrocławia czy Poznania to 36 euro i nie ma żadnych zniżek, ani studenckich ani dla osób do 26ego roku życia. Warto też zapamiętać, że bilety promocyjne można kupić tylko w Polsce, w kasach w Niemczech ich nie sprzedają. W ogóle nie opyla się kupować biletów w Niemczech na pociągi do Polski, bo np. z Frankfurtu nad Odrą do Poznania wraz z opłatą za przekroczenie granicy płaci się 16 euro. No nie opyla się krótko mówiąc!

Opyla się za to zaopatrzyć się w Niemczech w zapas waniliowej Coli, co też zawsze robimy!



2 komentarze:

wayout pisze...

Hello.

Miesliście okazje bywać w watergate club lub tresor club?

Jestem szalenie ciekaw jak lokalna imprezowa brać zapatruje się na te klasyki, co się o nich teraz mówi.

Thx za opisanie dojazdu, rozbudzacie apetyt na Berlin!

beteero pisze...

nivejka jak schodzi?
pozdr